[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miałbym z niego niewielki pożytek.
%7łal mi rozstawać się z tobą, ale jeżeli takie jest twoje życzenie, nie stanę ci na drodze. Co więcej,
mam coś, co może wam się przydać.
Starkad zmrużył oczy.
Co? zapytał podejrzliwie. Ten cudzoziemiec zgodził się na jego dezercję dziwnie łatwo.
Zrobiłem dla was wszystkich ochronne amulety. Zawierają święty proszek, który ochroni was
przed wykryciem i bronią waszych wrogów. Gopalu, pomóż mi je rozdać.
To bardzo wspaniałomyślnie z twojej strony rzekł Starkad, gdy czarnoksiężnik zawiesił mu na
szyi maleńki woreczek na jedwabnym sznurku. Młodszy Vendhianin rozdał amulety pozostałym
wojownikom.
To najmniej, co mogę zrobić odparł z uśmiechem Jaganath.
Kiedy Vanirowie odeszli, Gopal zapytał:
Wuju, czy ci ludzie Północy rzeczywiście są tacy głupi, na jakich wyglądają?
Jaganath uśmiechnął się i pokiwał głową tak, że zatrzęsły się jego liczne podbródki.
Czyż ich prostota nie jest wzniosła, bratanku? Są tak mało subtelni, że człowiek doszukując się
spisków, które nigdy by im nie przyszły na myśl, mógłby przechytrzyć samego siebie. Nie ma ofiar
lepszych od dobrowolnych, a nigdy żadna owca nie szła na stół ofiarny chętniej niż ci głupcy. Wśród
tego tłumu tam w dole jest Cymmerianin wynajęty przez Hathor Ka. Jeżeli pościg i obłożone klątwą
złoto zawiodło, trzeba się go pozbyć. Nie wolno ryzykować, gdy gra toczy się o tak wysoką stawkę.
Jeszcze nie jestem pewien, kto i po co ściągnął tu te demony, ale wiem, co zrobić. Te talizmany
poszczują je na ludzi obozujących w dolinie. W ten sposób Cymmerianie przestaną nam zagrażać i
jednocześnie jaskinia będzie pusta. Zatem bez przeszkód wykonam najważniejsze obrzędy.
Ty zawsze planujesz wszystko tak elegancko, wuju rzekł Gopal z przypochlebnym podziwem.
Daleko w dole, we wnętrzu ziemi, koścista i odziana w łachmany postać siedziała ze skrzyżowanymi
nogami w ciemnym, bocznym tunelu. Od czasu do czasu mruczała jakieś starożytne inkantacje i
uśmiechała się do siebie.
XV
BITWA WZRÓD GROBÓW
Cymmeriański obóz rozciągał się w poprzek Pola Zmierci po ograniczające je zbocza doliny.
Wojownicy ułożyli omszałe kamienie kurhanów i uprzątnęli świadectwa zbezczeszczenia. Jednakże
prawdziwe oczyszczenie jeszcze nie było możliwe. Można go było dokonać jedynie przez przelanie
krwi świętokradców.
Conan powoli wędrował przez obozowisko, wdychając dym torfowych ognisk i słuchając
przyciszonych rozmów. W innych armiach młodzi i niedoświadczeni ludzie rozprawialiby nerwowo o
tym, co ich czeka. Ci z niewielkim doświadczeniem pyszniliby się minionymi zwycięstwami. Prawdziwi
weterani zaś trzymaliby się osobno, doglądając rynsztunku i próbując złapać trochę snu. Cymmerianie
pod tym względem, jak i pod wieloma innymi całkowicie różnili się od pozostałych nacji. Ze strzępków
rozmów, jakie wychwycił mijając ogniska, Conan wywnioskował, że rozmawiają o codziennych
sprawach: o swoich żonach i dzieciach, o bydle i kłopotach z sąsiednimi klanami. Było tak, jakby
przybyli nie na bitwę, a na jarmark. Raz jeszcze Conan poczuł, że jest obcy we własnym kraju.
Tylko w obozie Aesirów znalazł ten rodzaj wspólnoty wojowników, której mu brakowało. %7łółtowłosi
śmiali się, śpiewali i przekazywali z rąk do rąk olbrzymi bukłak z winem z Południa, podczas gdy kilku
młodych Cymmerianów stało z boku i gapiło się na nich, jakby weselący się wojownicy byli jakimiś
osobliwymi zwierzętami. Conan wszedł w krąg mężczyzn i przyjął bukłak. Wzniósł go, zadarł głowę i
chlusnÄ…Å‚ sobie strumieniem w usta.
Hej, Conanie, zostaw nieco dla reszty! Wulfhere miał włosy i brodę tak jasne, że prawie białe.
Był nieco starszy od Conana.
On i jego ludzie wyraznie kontrastowali z posępnymi Cymmerianami. Aesirowie, podobnie jak ich
kuzyni Vanirowie, lubowali się w krzykliwych strojach. Ich zbroje wykonane były z wypolerowanego
żelaza lub brązu, hełmy zwieńczone rogami lub skrzydłami fantastycznych zwierząt, często pokryte
srebrem i złotem. Na rękach nosili liczne bransolety i naramienniki z misternie kutego złota, a wiele
rękojeści błyszczało od szlachetnych kamieni. Używając zwierciadeł z polerowanego srebra, liczni
wojownicy czesali i splatali brody lub junacko podkręcali wąsy. Przy ich ogniskach śpiewano naraz
kilka pieśni. Aesirowie, jak Vanirowie, byli weseli w obozie, dzicy w bitwie i smutni w domu, w
otoczeniu rodzin.
Conan wypił jeszcze łyk i przekazał skórzany bukłak następnemu.
Dlaczego nie przynieśliście piwa, skoro wino jest takie cenne?
Piwo zajmuje za dużo miejsca wyjaśnił Wulfhere. I tak zamęczyliśmy trzech niewolników,
którzy dzwigali nam to wino. Lepiej, żeby to była dobra bitwa, Conanie. By tu przybyć,
zrezygnowaliśmy z obiecującej wyprawy na Hyperborejczyków.
Nie rozczarujesz się. Będą do zabijania Vanirowie i demony.
To dobrze. Cokolwiek się stanie, wiele pieśni będzie się śpiewać w Asgardzie o tej walce.
Jednooki, szczerbaty mężczyzna podał bukłak z powrotem Conanowi.
Udaj się z nami, gdy będzie po wszystkim. Minęło wiele lat, od kiedy wkroczyłeś na naszą wilczą
ścieżkę. Ciekaw jestem, jakich nowych sztuczek wyuczyłeś się podczas włóczęgi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]