[ Pobierz całość w formacie PDF ]

brudne i skorumpowane.
Miała nadzieję, że Nox był już daleko, daleko stąd.
Powiedziała strażnikom, że tego wieczora nie chce żadnych gości i kazała im
odprawić nawet Chaola i Doriana, gdyby się pojawili. Raz ktoś zapukał do jej drzwi, ale ona
41 KoleÅ›... Ty siÄ™ po prostu ZAKOCHAAEZ./ K.
nie odpowiedziała, a ta osoba szybko odeszła i nie spróbowała ponownie.
Położyła dłoń na szkle, czując pod palcami jego chłód. Zegar wybił dwunastą.
Jutro - a może już dziś? - stanie do walki z Kainem.
Jeszcze nigdy z nim nie trenowała. Pozostali zawodnicy byli zbyt chętni, by miała
choć chwilę na sparing z nim.
Choć Kain był silny, to nie tak szybki jak ona. Ale był wytrzymały. Będzie
musiała dość długo go unikać. Modliła się, by te biegi z Chaolem dały jej siłę do tej walki.
Jeśli przegra... Nawet o tym nie myśl.
Oparła czoło o szybę.
Bardziej honorowe będzie nie stanięcie do pojedynku, czy powrót do Endovier? A
może bardziej honorowa będzie śmierć niż zdobycie tytułu królewskiego Czempiona?
Kogo on rozkaże jej zabijać?
Jako adarlańska Zabójczyni miała głos. Pomimo, że Arobbyn Hamel ocalił ją,
zawsze miała coś do powiedzenia, gdy dostawała zlecenie. %7ładnych dzieci. Nikt z Terrasen.
Ale król mógł kazać zabić jej każdego. Czy Elena oczekiwała od niej, że odmówi
mu, gdy stanie siÄ™ jego CzempionkÄ…?
%7łołądek podszedł jej do gardła.
Teraz nie było czasu na myślenie o tym. Musiała skupić się na Kainie, na
pokonaniu go.
I choć starała się z całych sił, potrafiła myśleć tylko o zagłodzonej, beznadziejnej
zabójczyni, którą jednego jesiennego dnia wyciągnął z Endovier niemiły Kapitan królewskiej
Straży.
Co powiedziałaby wtedy księciu, gdyby wiedziała, że będzie mogła stracić tak
wiele? Czy zaśmiałaby się, gdyby wiedziała, że inne rzeczy - inni ludzie - będą znaczyli dla
niej tak wiele, jak jej wolność?
Celaena przełknęła gulę w gardle.
Być może istniały inne powody, dla których miała jutro walczyć. Być może kilka
miesięcy w zamku jej nie wystarczały. Być może... może dlatego, że chciała tu zostać z
innych powodów, niż jej ewentualna wolność.
To była jedna z tych rzeczy, w które zabójczyni z Endovier nie mogła uwierzyć.
Ale to była prawda. Chciała tu zostać.
I to sprawiało, że jutrzejszy dzień miał być o wiele trudniejszy.
TAUMACZENIE: KlaudiaBower
Rozdział 47
Kaltain owinęła się czerwoną peleryną, chłonąc jej ciepło.
Dlaczego pojedynki odbywały się na zewnątrz? Zamarznie, zanim przyjdzie
zabójczyni! Pomacała palcami fiolkę, którą miała ukrytą w kieszeni, patrząc na dwa kieliszki
stojące na stole. Po prawej był ten dla Sardothien. Nie mogła ich pomylić.
Spojrzała na Perringtona, który stał u boku króla. Nie miał pojęcia, do czego była
zdolna, by pozbyć się Sardothien raz na zawsze - by Dorian znowu był wolny.
Poczuła, jak jej krew wrze z euforii.
Diuk zbliżył się do niej, a Kaltain wbijała spojrzenie w ziemię w miejscu, gdzie
miały odbyć się pojedynki.
Stanął przed nią, oddzielając ją od członków Rady tak, by nie mogli jej zobaczyć.
- Nieco za chłodno jak na pojedynek na zewnątrz - powiedział. Kaltain
uśmiechnęła się i pozwoliła fałdom płaszcza opaść na stół, gdy pocałował ją w rękę.
Wystawiła ukradkiem zza materiału wolną rękę i wsypała zawartość fiolki do wina. Gdy
podniosła rękę, fiolka była z powrotem w kieszeni.
To wystarczy, by osłabić Sardothien - wywoła zawroty głowy i dezorientację.
W przejściu pojawił się strażnik, a za nim kolejny. Między nimi kroczyła
dziewczyna. Miała na sobie męskie ubrania, choć Kaltain musiała przyznać, że jej czarno-
złota kurtka jest dobrej marki.
Dziwnie było myśleć o tej kobiecie jak o zabójczyni, ale widząc ją teraz, z tymi
jej dziwactwami i wadami, to wszystko nabierało sensu.
Kaltain przesunęła palcem po brzegu kielicha i uśmiechnęła się.
Mistrz diuka Perringtona wyłonił się zza wieży zegarowej. Kaltain uniosła brwi.
Myśleli, że Sardothien jest w stanie pokonać tego człowieka, gdyby nie była pod
wpływem narkotyków?
Kaltain zrobiła krok do tyłu, a Perrington usiadł obok króla, gdy pojawili się
pozostali dwaj zawodnicy.
Z zapałem widocznym na twarzach czekali na krew.
"
Stojąc w namiocie, z którego widziała wieżę zegarową, Celaena starała się nie
drżeć. Nie widziała sensu w tym, żeby pojedynki odbyły się na zewnątrz - cóż, oprócz
przysporzenia Czempionom kolejnych niewygód.
Spojrzała tęsknie na okna chroniące zamek przed zimnem, a następnie na
zamarznięty ogród. Ręce miała zdrętwiałe.
Chowają je do kieszeni swojej futrzanej kurtki, podeszła do Chaola, który stał na
skraju gigantycznego koła narysowanego kredą, które zostało zrobione na kostce.
- Strasznie tu zimno - powiedziała. Kołnierz i mankiety kurtki obszyte były futrem
królika, ale to nie wystarczyło. - Dlaczego nie powiedziałeś mi, że to odbędzie się na
zewnÄ…trz?
Chaol pokręcił głową, patrząc na Grave'a i Renaulta - najemnika z Zatoki
Czaszek, który, ku jej satysfakcji, również nie był zadowolony z pogody.
- Nie wiedzieliśmy o tym, król podjął decyzję przed chwilą - powiedział Chaol. -
Może dzięki temu to wszystko skończy się szybciej. - Uśmiechnął się lekko, ale ona nie
odpowiedziała tym samym.
Niebo było jasne i niebieskie, a ona zaciskała zęby, gdy silny podmuch wiatru
naparł na nią. Wokół stołu ustawiono trzynaście krzeseł, a na samym środku siedzieli król i
Perrington. Za diukiem stała Kaltain ubrana w piękny, czerwony płaszcz pokryty białym
futrem. Spojrzały sobie w oczy, a Celaena zastanawiała się, dlaczego Kaltain posyła jej
uśmiech. Kobieta odwróciła wzrok w kierunku wieży, a Celaena podążyła za jej spojrzeniem i
wtedy zrozumiała.
Kain szedł pochylony, mijając wieżę zegarową. Jego mięśnie mało co nie
rozerwały tuniki.
To wszystko, skradziona siła... co by się stało, gdyby Ridderak zabił też ją? O ile
silniejszy byłby dzisiaj? Co gorsza, na jego piersi widniał złoty znak królewskiej Straży -
wiwern.
Prezent od Perringtona, tu nie miała wątpliwości. Czy diuk zdawał sobie sprawę,
jakimi mocami dysponował jego Czempion? Nawet, gdyby próbowała to udowodnić, nikt by
jej nie uwierzył.
Poczuła mdłości, ale Chaol chwycił ją za łokieć i odprowadził w daleki kąt
namiotu.
Przy stole stało dwóch starzejących się mężczyzn, którzy patrzyli na nią
niespokojnie.
Skinęła im głową.
Lordowie Urizen i Garnel. Najwidoczniej otrzymaliście to, za co byliście w stanie
zabić. I wydaje mi się, że ktoś powiedział wam, kim tak naprawdę jestem.
Minęły dwa lata od chwili, gdy wynajęli ją, każdy z osobna, by zabiła na ich
zlecenie tego samego mężczyznę. Nie zadała sobie oczywiście trudu, by powiedzieć im, że
tak się stało i że od obojga wzięła pieniądze.
Puściła oczko do Lorda Garnela, a ten zbladł, przewracając kubek ciepłego kakao,
które zalało papiery leżące przed nim.
Och, zachowa ich sekret; mogłoby to zniszczyć jej reputację. Ale jeśli jej wolność
będzie sprowadzała się do głosowania... Uśmiechnęła się do Lorda Urizena, na co odwrócił
wzrok. Spojrzała na innego mężczyznę, którego znała, a ten na nią patrzył.
Król.
Głęboko w środku drżała, ale pochyliła głowę.
- Jesteś gotowa? - zapytał Chaol. Celaena zamrugała, przypominając sobie, że stoi
obok niej.
- Tak - powiedziała, choć nie była to prawda. Wiatr smagał jej włosy, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl