[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przed chwilą załatwił pan jednym ruchem ręki,
powiedzą dokładnie to, czego sobie \yczy opinia
publiczna.
- Jestem przekonany, \e mo\emy dostać
bezstronnego sędziego.
- Tak... być mo\e. Ale sędziowie mają to do siebie, \e
chcą koniecznie wiedzieć, czy w chwili dokonania
zbrodni oskar\ony był w stanie ocenić wartość
moralnÄ… swego czynu, czy nie... Jest to przykry
zwyczaj jednoznacznego określenia konkretnych
działań jako dobre lub złe. Rozumie pan, do czego
zmierzam? Jak gdyby ludzki duch był przedzielony
na dwie części, jedną zdrową a drugą chorą, i w
zale\ności od sytuacji któraś z nich brała górę.
Absurd! Psychika stanowi przecie\ spójną jedność.
Człowiek nie mo\e być w połowie normalny, w
połowie szalony. Gdy pojawia się obłęd, zostaje nim
dotknięta cała osobowość. Umiejętność rozró\niania
dobra od zła, tego co moralne od zbrodni, w niczym
nie przypomina tabliczki mno\enia, gdzie dwa razy
dwa zawsze czyni cztery. Zdecydowanie siÄ™ na dobro
lub zło wymaga pełnej, nie naruszonej osobowości.
Thurlow spojrzał na adwokata, chcąc zobaczyć jego
reakcję, lecz Bondelli spoglądał przez okno ze
ściągniętymi w zamyśleniu brwiami. Thurlow
podą\ył jego śladem. Był niemal chory z
rozczarowania i zwątpienia. Ruth gdzieś uciekła...
Tak, to było jedyne rozsądne i logiczne wyjaśnienie
tego, co się stało. Jej ojciec i tak był zgubiony,
niezale\nie...
Nagle cały spiął się w odruchu strachu. Niecałe pięć
metrów od okna w powietrzu unosił się jakiś
przedmiot... kulisty obiekt z okrągłym otworem,
wycelowanym w stronÄ™ okien kancelarii
adwokackiej, gdzie teraz siedzieli. Z tyłu widać było
poruszajÄ…ce siÄ™ sylwetki.
Thurlow otworzył usta, lecz nie mógł wydobyć z
siebie głosu. Zerwał się niezdarnie z krzesła, jak
ślepiec przeszedł wzdłu\ biurka, podpierając się o
blat. Byleby jak najdalej od okna.
- Panie Thurlow... coś nie w porządku? - zaniepokoił
się gospodarz. Obrócił się wraz z krzesłem i spojrzał
nań zatroskany.
Thurlow oparł się o biurko. Niczym zaklęty
wpatrywał się w otwór szybującej kuli. Wewnątrz
dostrzegł oczy... świecące błędnym ognikiem zrenice.
Z otworu wystawała cienka rura. Jakaś siła ścisnęła
mu piersi. Bolało. Musiał walczyć o ka\dy oddech.
Mój Bo\e, oni chcą mnie zabić!
Jego umysł zalały fale nieprzytomności, zawróciły,
lecz zaraz dotknęły go znowu. Pierś piekła \ywym
ogniem. Widział rozmyte brzegi biurka... Blat dr\ał i
podskakiwał. Coś uderzyło głucho o wysłaną
dywanem podłogę. Czy\by to jego głowa? Usiłował
się podnieść, lecz jakby zapadł się w sobie.
- Doktorze, co się stało? - głos adwokata brzmiał
rozpaczliwie bezradnie. - Panie Thurlow, mo\e pan
mówić? Panie Thurl...
Bondelli ukląkł, chcąc zbadać nieruchomo le\ące
ciało, zaraz jednak podniósł się i krzyknął na
sekretarkÄ™.
- Pani Wilson! Proszę wezwać pogotowie. Pan
Thurlow ma zawał...
Rozdział czternasty
Nie mogę przyzwyczaić się do tego \ycia w takim
stopniu, bym zaczął je lubić - powiedział sobie
Kelexel. - Owszem, mam niezłą zabawkę, ale te\
czekają mnie obowiązki. Właśnie nadeszła chwila,
kiedy powinienem stąd odejść. Wezmę ze sobą to
stworzenie, lecz wszystko inne trzeba będzie
zostawić.
Siedział w pokoju Ruth. Na niskim stoliku między
nim a kobietą stała karafka z tutejszym likierem.
Ruth była dziwnie cicha i zamyślona. Nawet du\a
porcja manipulacji nie zdołała wprawić ją w
odpowiedni nastrój. Bardzo to zaniepokoiło
Kelexela. Dotychczas była taka pojętna i powolna,
wierzyła we wszystko i pilnie się uczyła. Teraz
jednak nastąpił regres, i to wkrótce potem, gdy
obdarzył ją tą fascynującą zabawką - pantovivorem.
Obok karafki stał flakon ze świe\ymi kwiatami.
Ruth powiedziała, \e są to ró\e. Likier przysłała
Ynvic. Kelexel spróbował napoju i był mile
zaskoczony jego smakiem. Szybko uderzajÄ…ca do
głowy substancja wymagała ciągłego
dostosowywania się jego metabolizmu. Był ciekaw, w
jaki sposób radzi sobie z tym Ruth. Wypił całkiem
sporo.
Mimo zabiegów zmierzających do utrzymania
równowagi w przemianie materii, czuł się
przyjemnie. Zmysły zostały pobudzone, widzenie się
wyostrzyło, nuda ustąpiła miejsca miłemu
podnieceniu. Podniósł wypełniony bursztynową
cieczÄ… kieliszek.
- Dobry napitek, wykwintne jedzenie, wygodne
ubranie... a do tego rozrywka i radość. Któ\ mógłby
się tu nudzić.
- Tak, istotnie... - mruknęła Ruth. - Któ\ mógłby się
tu nudzić.
Podniosła kieliszek do ust i jednym haustem
opró\niła zawartość.
Kelexel pociągnął nieco ze swojego. W głosie Ruth
wyczuł coś obcego. Rzucił okiem na manipulator,
zastanawiając się, czy nie nale\ałoby nieco
wzmocnić. A mo\e to wina tego likieru?
- Dobrze zabawiałaś się przy pantovivorze? Ty
wstrętny karle! - pomyślała i uśmiechnęła się
obłudnie.
- Tak, to niezapomniana rozkosz. Czemu sam nie
zabawiasz się w ten sposób? Kochanie...
Kelexel obserwował ją z przera\eniem. Najwyrazniej
ta ciecz działała w jakiś sposób na jej system
nerwowy. Przerzucała głowę z jednego ramienia na
drugie. Kiedy znowu podniosła do ust świe\o
napełniony kieliszek, napój pociekł jej na brodę i
ochlapał suknię, a\ w końcu szkło wypadło jej z ręki.
Kelexel podniósł je z podłogi i postawił z powrotem
na stole obok karafki. Powiedział sobie, \e to
stworzenie albo nie jest zdolne do kontrolowania
przemiany materii, albo nigdy tego nie umiało.
- Co... nie podobają ci się historyjki? - spytała.
Kelexel zaczął sobie przypominać te spośród
produkcji Fraffina, w których poruszano problem
środków oszałamiających oraz ich oddziaływanie na
tubylców. Tak, miał dobre odczucia: te stworzenia
nie były zdolne do neutralizowania wpływu
substancji podniecajÄ…cych.
- Có\ za cholerny świat - mruknęła. - Czy nie sądzisz,
\e sami jesteśmy bohaterami jakiejś historyjki? To
znaczy, czy nie filmują nas teraz owymi przeklętymi,
wszędobylskimi kamerami?
Co za wstrętny pomysł - pomyślał. Z drugiej jednak
strony nie musiało to odbiegać zbyt daleko od
prawdy. Stworzenia w rodzaju Ruth ju\ od dawna
\yły we śnie, którego wątki zbiegały się w rękach
Fraffina. Nie były to oczywiście sny w ścisłym tego
słowa znaczeniu, poniewa\ Chemowie mogli realnie
wkraczać w ten świat. I dopiero teraz, jakby w
nagłym olśnieniu Kelexel zrozumiał, \e on tak\e dał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]