[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głosił: TU WEYDy, A NOWY ZWIAT ODKRYWAY . Mapę zdobiły rysunki mitycznych
bestii: jednorożców i uskrzydlonych tygrysów.
Troje agentów dotarło do zgromadzenia ludzi, którzy krzycząc, przepychali się w kolejce
pod witryną wystającą łukiem na ulicę. Dwie leciwe damy w podbitych futrem płaszczach omal
nie wszczęły bójki, kłócąc się o to, która z nich była pierwsza. Jake wyciągnął szyję, aby poznać
przedmiot ich fascynacji.
Porcelana podpowiedziała mu Topaz. Zwiat zachodni oszalał na punkcie chińskiej
porcelany. Właściwie to na punkcie wszystkiego, co importuje się z Chin, czyli jedwabiu, gałki
muszkatołowej, no i rzecz jasna napoju stulecia i całej ery nowożytnej: herbaty.
Mijając sklep, Jake zerknął do wnętrza, na komplety niebiesko-białych naczyń, na
rozgorączkowanych klientów i oblężonych subiektów. Wyglądało to jak Gwiazdka na Oxford
Street i przyszła mu do głowy refleksja, że obyczaje ludzi nie zmieniły się zbytnio przez wieki.
Topaz wskazała na gmach wznoszący się przed nimi.
A to, jeżeli się nie mylę, jest siedziba Kompanii Wschodnioindyjskiej. Założono ją
trochę ponad dziesięć lat temu, a już jest jednym z najbogatszych przedsiębiorstw na świecie.
Fronton z czterema kondygnacjami wielodzielnych okien wznosił się przed nimi niczym
średniowieczny drapacz chmur, ale jeszcze większe wrażenie robił gigantyczny herb osadzony na
samym środku oraz namalowany ponad nim galeon. Głównym elementem dekoracyjnym była
nadnaturalnej wielkości statua przedstawiająca podróżnika dosiadającego dwóch delfinów.
Troje przybyszów z innej epoki uderzyła ostentacyjność budowli.
A najbardziej niezwykłe jest to powiedziała Topaz że takie gmaszyska powstają
wszędzie na świecie, od Amsterdamu, przez Kair, aż po Kanton. To epoka wielkiego handlu.
Nathan zerknął na swoją mapę, po czym wprowadził przyjaciół w labirynt wąskich
uliczek.
I tutaj sprawa robi się coraz bardziej śmierdząca powiedział, krzywiąc się i zatykając
nos.
Nawierzchnia którą stanowiła tu ubita ziemia była śliska od nieczystości i gdyby nie
przerzucone nad co większymi kałużami deski, chodzenie byłoby istnym koszmarem. Powyżej,
pomiędzy pochylającymi się nad ulicą domami, widać było tylko wąski pasek nieba. Nagle jedno
z okien nad nimi otworzyło się i na zewnątrz wysunęła się ręka trzymająca nocnik. Kleista
zawartość naczynia plasnęła o ziemię tuż obok Nathana, który w panice uskoczył w bok.
I jak tu nie uwielbiać tych rekonstytuowanych kasztanów? wymamrotał, ostrożnie
przestępując nad świeżą kałużą.
Wreszcie wyszli spomiędzy budynków, wracając na brzeg Tamizy. Jake potoczył
wzrokiem wzdłuż rzeki. Zmierzchało już i oświetlone latarniami łodzie przewozników sunęły po
wodzie we wszystkich kierunkach. Jake nie mógł się przyzwyczaić do tego miasta, tak
różniącego się od Londynu, który znał. Wydawało mu się nieprawdopodobne, że niemal
wszystko, co widzi, zostanie zmiecione bez śladu przez historię. Z miejsca, w którym stali, lepiej
niż wcześniej widział The Globe z jego białymi ścianami, wydającymi się świecić na tle
karmazynowego nieba.
W Bankside, na południowym brzegu, obowiązują trochę inne, mniej surowe prawa
powiedziała Topaz. Dlatego londyńczycy właśnie tam najchętniej udają się w poszukiwaniu
rozrywki. O tam, kawałek za teatrem, jest arena do szczucia niedzwiedzi.
Szczucia niedzwiedzi? zdumiał się Jake.
C est barbare. To barbarzyństwo. Topaz potrząsnęła głową. Przywiązują
nieszczęsne zwierzę, któremu wcześniej spiłowali zęby, i wypuszczają na nie rozwścieczone psy.
A publiczność zakłada się, kto wygra. I pomyśleć, że tuż obok wznosi się jeden
z najsłynniejszych teatrów w historii ludzkości. Nasza cywilizacja w pełnej krasie. Charlie
miałby na ten temat wiele do powiedzenia&
Nathan obrócił mapę w dłoniach.
Z tego, co widzę, to musi być jeden z tamtych budynków. Skinął głową w górę rzeki,
w stronę pięciu okazałych domów stojących w rzędzie nad brzegiem. W większości okien widać
było światło i z co najmniej dwóch kominów unosił się dym, ale środkowy budynek był
całkowicie ciemny.
Przedostawszy siÄ™ przez kolejny labirynt uliczek, wyszli na cichÄ… alejkÄ™, biegnÄ…cÄ… na
tyłach pięciu posiadłości. Obsadzona była wielkimi kasztanowcami, których rozłożyste korony
wydawały się pochłaniać odgłosy życia metropolii.
Zdaje się, że nikogo nie ma w domu powiedział Nathan, kiedy podeszli do bramy
trzeciego domu od końca.
Stali przed imponującą budowlą z czerwonej cegły, ujętą pomiędzy dwie wieże
zwieńczone dwuspadowymi dachami. Dom miał ogromne wielodzielne okna, zwłaszcza na
parterze, przez które ciemność w jego wnętrzu wydawała się jeszcze bardziej intrygująca.
Spójrzcie. Topaz wyciągnęła palec w górę. Jest herb.
Ponad nimi, na wpół skryty w bluszczu, widniał emblemat świeżo wykuty w kamieniu:
dwa smoki podtrzymywały z obu stron tarczę podzieloną na cztery pola. W każdym z pól
znajdował się inny symbol: okręt, trójząb, oko oraz ośmiornica. Na widok symbolu Xi Xianga
Jake a ścisnęło w żołądku.
Idziemy? rzucił Nathan i nie czekając na odpowiedz, wdrapał się na bramę, by
zeskoczyć z drugiej strony.
Topaz potrząsnęła głową.
Dobrze pamiętam, że to mnie komendantka wyznaczyła na dowódcę wyprawy
powiedziała, przechodząc w ślad za nim. Jake, idziesz? spytała, stojąc już po drugiej stronie
bramy.
Jake zatracił się w myślach, zapatrzony na dom. Zastanawiał się, jakież to sekrety mogą
się kryć w tych murach i czy znajdzie tam jakiekolwiek ślady Filipa. Na głos Topaz otrząsnął się
z zamyślenia i przelazł przez bramę za przyjaciółmi.
Zakradli się pod jedno z okien na parterze i ostrożnie zajrzeli do środka. Nie potrzebowali
już kolejnych dowodów na to, że dom jest opuszczony: wszystkie meble wewnątrz były
przykryte białymi płachtami chroniącymi je przed kurzem. Ciemny pokój wyglądał, jakby duchy
urządziły sobie w nim wiec.
Agenci okrążyli dom, wychodząc do ogrodu, który sięgał aż do rzeki. Podczas gdy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]