[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bez wstępów. - Biegnij szybko po kapcie i ubierz się.
Dziewczynka posłusznie pobiegła na górę.
- Katrina potrzebuje więcej dyscypliny, Merideth. Zaziębi się,
jeśli jej nie dopilnujesz. No, ale nie przyszłam po to, żeby cię pouczać.
Wpadłam tylko na chwilę, bo bardzo się spieszę.
- DokÄ…d siÄ™ tak spieszysz, babciu?
- Najpierw do Czerwonego Krzyża, a potem na koncert
dobroczynny. Dalej nie będę wyliczać, bo nie starczyłoby mi czasu.
W każdym razie wpadłam, bo pomyślałam, że dobrze byłoby zaprosić
twojego ucznia na niedzielną herbatkę. Będą Fairchildowie z
Hillsborough, bardzo tolerancyjni i otwarci ludzie. Mogłabyś śmiało
przedstawić im tego...
- Dziękuję, babciu, ale nie mogę. Mówiłam ci, że on jest bardzo
zajęty: nauką, pracą i wychowaniem córki. Nie miałabym sumienia
zabierać mu czasu.
- No cóż, trudno. A jak poszła lekcja?
68
RS
- Bardzo dobrze. Następną mamy w niedzielę. Po wyjściu babci
Meri doszła do wniosku, że jej dom nie jest najlepszym miejscem na
lekcje. Mogła sobie wyobrazić, jaką przemową uraczyłaby ją Matylda
Mansfield, gdyby wpadła tu przypadkiem i zobaczyła TNT, Shannon
z tęczowymi paznokciami, nie mówiąc już o samym Piwku.
Wiedziona impulsem, sięgnęła po telefon i wybrała numer, który
podał jej Emmett. Piwek podniósł słuchawkę po pierwszym sygnale.
- Tak?
Zaskoczył ją ten głos: szorstki i niecierpliwy, tak różny od
szeptu kochanka ze snu.
- Hmm... Piwek, to ja, Meri Whitworth. Dzwonię, ponieważ...
- Wiem, dlaczego dzwonisz - przerwał jej natychmiast. -
Wczoraj zostawiłem u ciebie kurtkę i chcesz jak najszybciej pozbyć
siÄ™ jej z szafy.
Zamilkła, zdumiona.
- Wpadnę do ciebie w drodze do roboty. Najpózniej za pół
godziny - powiedział i odłożył słuchawkę.
Meri powoli podeszła do szafy i otworzyła ją. Kurtka
rzeczywiście tam była. Dotknęła skórzanego rękawa. Błysnęły
metalowe ćwieki. Znów oczami wyobrazni ujrzała scenę ze snu.
Szybko zamknęła drzwi. Nawet nie zauważyła, że wczoraj wyszedł od
niej w samej koszulce. On też, ale przecież musiał się zorientować,
kiedy wsiadł na motor i ruszył. Dlaczego w takim razie nie wrócił?
- Trina, kochanie, ubieraj się szybko - zawołała. - Pan Brodrick
zapomniał czegoś u nas. Zaraz tu będzie.
69
RS
-Teraz rozumiem, dlaczego wczoraj wietrzyłeś sobie dekolt,
kiedy wracaliśmy - powiedziała Shan-non, gdy Piwek odłożył
słuchawkę. - Masz pretekst, żeby zobaczyć Meri przed niedzielą.
- Zamknij się, bezczelna smarkulo - warknął ze złością. - To nie
ja dzwoniłem do Meri, tylko ona do mnie. Dobrze wiesz, że mogę się
obejść do niedzieli bez tej katany.
- Staruszku, ja cię naprawdę rozumiem. Ona jest śliczna i miła.
Koniecznie pozdrów ode mnie Trinę - odezwała się Shannon słodkim
głosem.
- Dobrze, pozdrowię. A ty się zachowuj. Będę dzwonił z pracy
co pół godziny i radzę ci być w pobliżu telefonu.
Odprowadziła go uważnym spojrzeniem, które nie pominęło
cienia zarostu na brodzie i dziur na Å‚okciach czarnego, wytartego
swetra. Musiała się domyślać, że spieszy się do Meri, ale nie
powiedziała już ani słowa.
TNT szybko poniósł go przez Oakland i wzgórza Piedmont do
willowej dzielnicy. Piwek zahamował na podjezdzie i zdjął kask.
Ciekawe, jakie dziś Meri będzie miała włosy. Splecione czy
rozpuszczone?
Rozpuszczone. Jasne i gładkie, spływały jej do ramion lśniącą
falą. Stała na progu, ubrana w szare dżinsy i o ton jaśniejszą bluzę,
dobraną do koloru oczu. Wyglądała niezwykle ponętnie i chyba
ucieszyła się na jego widok. W zakłopotaniu potarł kłujący zarost na
szczęce, żałując, że jednak się nie ogolił.
- Hej, Meri.
70
RS
- Hej, Piwku. Wejdz.
Przestąpił próg, podciągając rękawy czarnego swetra, by nie
było widać dziur. Obrzucił spojrzeniem wdzięczną postać Merideth i
nagle zapragnął, by wskoczyła z nim na motor i dała się uwiezć w
szaloną dal. Zobaczył jasne włosy, lśniące w słońcu i rozwiane
wiatrem, poczuł obejmujące go ramiona i dotyk gorących, twardych
piersi... Nie, dosyć! Musi stąd zwiewać, zanim nie będzie za pózno.
- A gdzie jest Trina? - zapytał, uciekając spojrzeniem w bok, by
się nie zdradzić. - Mam dla niej pozdrowienia od Shannon.
- Jest w kuchni i szykuje gorÄ…cÄ… czekoladÄ™, specjalnie dla ciebie.
Mówiłam jej, że nie masz czasu, ale uparła się i pomyślałam, że
mógłbyś wstąpić na chwilę.
- Chętnie. Przepadam za gorącą czekoladą - skłamał. -I mam
mnóstwo czasu. - Tym razem mówił prawdę. Sam wyznaczał sobie
godziny pracy.
Weszli do kuchni. Trina, niesłychanie przejęta, rozstawiała na
stole dziecinne filiżanki i talerzyki.
- Dzień dobry, panie Piwidricku - przywitała go poważnie.
- Lepiej mów do mnie Piwek. Wszyscy mnie tak nazywają.
- Piwek - powtórzyła. - A mówiłam mamie, że tak wolę. Duże
nazwiska nie mieszczÄ… mi siÄ™ w buzi.
Zaśmiał się, a mała zawtórowała mu radosnym chichotem. Meri
także się uśmiechnęła.
- A jakie piwo warzysz dla Piwka? - zapytał, pochylając się nad
dzbankiem.
71
RS
- To nie żadne piwo, tylko czekolada - oznajmiła z dumą. -
Siadaj - pociągnęła go za rękę.  Proszę - dodała, zerkając na matkę.
Usiedli. Trina drżącymi z przejęcia rączkami uniosła dzbanek i
ceremenialnie nalała parującej czekolady do maleńkich filiżanek,
cudem niczego nie rozlewając. Pierwszą podała gościowi, następną
mamie i na końcu wzięła swoją.
- Katrino Denise, muszę powiedzieć, że w życiu nie piłem tak
bombowej czekolady - powiedział Piwek, oblizując się
demonstracyjnie.
Meri odsunęła krzesło uważając, by nie potknąć się o długie nogi
wyciągnięte pod stołem. Ależ ten facet był wielki!
- Piwek musi jechać do pracy, kotku - oznajmiła. - Nie możemy
go zatrzymywać. Nalej sobie jeszcze, a ja odprowadzę go do drzwi.
- Pa, Piwku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lastella.htw.pl