[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bursztynu. Na ich dnie czaiło się pełne napięcia pragnienie. I
86
nie była to bliżej nieokreślona nostalgia, jaka już kilkakrotnie
tego dnia zasnuwała jego twarz zagadkową mgiełką, lecz
bardzo realna tęsknota, której przedmiot znajdował się tuż,
tuż...
Christie odsunęła się od niego gwałtownie, jej dłonie
niczym poparzone odskoczyły od rozgrzanej powierzchni jego
skóry.
Matt odwrócił się do niej dość niezręcznie i kiedy
próbował objąć ramieniem jej talię, Christie straciła
równowagę i przechyliła się na materac, nie chcący pociągając
go za sobą. Runęli oboje w niezgrabnym uścisku na kołdrę.
Twarz Matta znalazła się tuż ponad jej twarzą. Skrzywił się
leciutko.
- Mój Boże, nawet usta okropnie mnie pieką, płoną po
prostu... - szeptał.
Teraz nie sposób było mu się oprzeć. Mając go przy sobie
tak blisko, Christie czuła rozlewające się gdzieś w jej środku
miłe ciepło i ogarniającą całe ciało rozkoszną bezwładność,
jak po wypiciu olbrzymiego kieliszka mocnego, korzennego
calvadosu.
- Będę bardzo delikatna... - powiedziała cicho i lekko
dotknęła jego warg swoimi.
Na początku ich pocałunek ostrożnie balansował na samej
granicy rozkoszy, ale potem porwał nagle oboje w długą,
upojną podróż. Matt obejmował Christie ciasno ramionami, a
ona przywarła całym ciałem do niego, oplątując rękoma jego
szyję i czując, jak powoli przestaje nad sobą panować.
Matt jęknął niespodziewanie i Christie dopiero wówczas
zdała sobie sprawę z tego, że już od dłuższej chwili ściska
mocno palcami jego poparzoną skórę.
- Przepraszam... - bąknęła. - Czy to cię zabolało?
87
- %7ładen ból nigdy nie sprawił mi większej przyjemności -
mruczał kurtuazyjnie do jej ucha.- Christie, czy nie wydaje ci
się, że między nami coś...
- Tak, dzieje się coś... Czego być nie powinno.
- Ale jest. Nic na to nie poradzimy.
Ucałował sam kącik jej ust, lecz i to wystarczyło, by po jej
plecach przebiegł błogi dreszczyk.
- Nie, nic nie poradzimy... - przeczesywała palcami jego
jedwabistą czuprynę, a on znów ją całował z zapamiętaniem.
- Ojej, Matt, co my z tym zrobimy...? - westchnęła po
chwili, spoglądając na niego w lekkim oszołomieniu.
- Poczekamy i zobaczymy, co siÄ™ dalej wydarzy -
odpowiedział. - Przecież uwielbiasz rzucać losowi wyzwania,
prawda?
- Tak - westchnęła, gładząc palcem złocisty zarost na jego
policzku. - Ale jeśli mamy się dowiedzieć, dokąd nas wiedzie
los, musisz zostać w Red River trochę dłużej.
Jego wargi wędrowały po delikatnej muszelce ucha
Christie.
- Moja śliczna Christie... wróci do Nowego Jorku razem ze
mnÄ….
Aż podskoczyła z oburzenia, po czym usiadła sztywno,
mocno zaparta obiema dłońmi o materac.
- Przecież wiesz, że to niemożliwe. Moje życie
nieodwracalnie wiąże się teraz z tym miejscem i nie
zaryzykuję utracenia tego, co dopiero zaczęłam budować!
- A moje życie - to Nowy Jork - odpowiedział spokojnie.
Pocierał z czułością napięte mięśnie jej pleców. Christie
jednak tężała jeszcze mocniej pod jego dotykiem.
- Gdybyś tylko nie był tak beznadziejnie uparty, Matt.
Sam wiesz, że potrzebna jest ci jakaś zmiana, a przynajmniej
wakacje. Dlaczego nie chcesz spędzić tu choćby paru tygodni?
To wszystko, o co proszÄ™.
88
- Wiesz doskonale, co myślą klienci o pośredniku, który
jest dla nich nieosiągalny choćby przez dzień lub dwa. Nie,
Christie, to ty powinnaś pojechać do Nowego Jorku.
Christie patrzyła wymownie w jego piwne oczy, starając
się nie słuchać tego, co mówi, lecz jakoś nakłonić go do
pozostania w Red River.
- A pstrągi, Matt? - szepnęła. - Pamiętasz swoje pstrągi...?
I nie mogła już powiedzieć nic więcej, bo jego usta znów
zamknęły się wokół jej warg w namiętnym, a zarazem
subtelnym pocałunku, a jego dłonie błądziły po jej twarzy.
Niejasna przyszłość przestała na chwilę być ważna, tak jakby
nigdy nie miała zaistnieć. Liczyła się tylko terazniejszość -
realny, choć graniczący z cudem, krótki moment zatracenia się
w cudownej przepaści silnych ramion Matta...
Rozkołysane dzwony odezwały się gdzieś w głowie
Christie, dalekie i przenikliwe. Jak dziwne doznania potrafił
wzbudzić w niej ten mężczyzna! Mimo oszołomienia, w jakie
wprawił ją pocałunek, stopniowo zdołało jednak do niej
dotrzeć, że odgłosy są całkiem rzeczywiste, pochodzą z
parteru i oznaczają w sposób oczywisty, iż ktoś usiłuje się
dostać do domu.
- Ojej... - wyszeptała półprzytomnie. - Muszę zejść na dół.
- Nie zwracaj na to uwagi.
Dzwonek odezwał się jeszcze raz, słabo, lecz uparcie.
- To jacyś goście - stwierdziła rzeczowo Christie,
wyzwalając się z namiętnego uścisku i usiłując zaprowadzić
porządek wśród zmierzwionej grzywy swoich włosów. - Idę
tam. Matt.
- Christie...
Lecz już go nie słuchała. Lawirując zręcznie między
meblami, wydostała się szybko z pokoju i pognała w dół,
przeskakując po dwa stopnie. Należało zyskać trochę dystansu
do tego, co działo się między nią a Mattem i spojrzeć na
89
sprawy przytomniej. Nieoczekiwany gość, kimkolwiek był,
stał się w tej sytuacji po trosze intruzem, lecz i po trosze -
wybawieniem!
Przy stoliku recepcyjnym na dole Christie zastała dwie
urocze starsze panie.
- Chciałybyśmy wynająć pokój na jedną dobę- oznajmiła
pierwsza z nich. - Oczywiście pod warunkiem, że nie panuje
tu jakiÅ› zarazliwy wirus, kochaniutka, bo wyglÄ…dasz na osobÄ™
rozpaloną gorączką. Czy to jakieś przeziębienie? Adeline
łatwo się zaraża, zwłaszcza letnią porą!
- To ty raczej wciąż się przeziębiasz, Abigaile -
zaoponowała druga staruszka. - Nie zrzucaj tego na mnie.
Badawczo przyjrzała się Christie.
- Cała jesteś rozogniona, dziewczyno. Przygotuję dla
ciebie pewien specyfik, który powinien ci pomóc. Musisz
wiedzieć, że jestem znana z przyrządzania skutecznych
domowych mikstur ziołowych.
Christie uśmiechnęła się blado. Gdzieś na dnie duszy
żywiła nieśmiałą nadzieję, że rzeczywiście istnieje jakiś
cudowny środek na jej dolegliwość... której imię brzmiało
Matt Gallagher.
90
ROZDZIAA SIÓDMY
Przyrządy do ćwiczeń ustawiane w pokoju bawialnym
zostały właśnie wprawione w ruch przez Christie, która uparła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]